Numero uno - klątwa pierworodnego

3:30 PM Unknown 4 Comments


Na wstępie chciałam serdecznie przeprosić moją starszą córkę, za to, że jest moim pierwszym dzieckiem.
Oby mi kiedyś wybaczyła tą niestosowność.
Taka to natura przebrzydła, że ktoś musi być pierwszy i tam, gdzie dają nagrody, ale też tam gdzie dają w mordę. Selawi.
Najgorszym przekleństwem (nie bójmy się tego określenia) pierworodnego są jego rodzice. Oczywiście przodowniczkami jesteśmy my - matki.
Nieprawdopodobne, a jednak.

Okres in utero, kiedy wielka radość miesza się z jeszcze większym strachem, jest rozbiegiem dla rodzicielskiej paranoi, bo:
czy serduszki bije?
czy ma nóżki/rączki/etc.?
czy się rusza?
czy nie za dużo się rusza?
Kupmy monitor tętna płodu!

Od pierwszych dni przerażenie/panika/histeria.

Czy zjada za dużo, czy za mało? Może chore?
Śpi za dużo - pewnie chore! Śpi za mało - pewnie chore!
Kupmy monitor oddechu!

Patrz, jest jakby bardziej na lewo - pewnie chore! Skręca na prawo - pewnie chore! Asymetria murowana. Jutro do pediatry! Nie, lepiej już dziś.

Dźwiga się za szybko. Dlaczego się nie dźwiga?. Napięcie mięśniowe do bani, jak nic. Na pewno czeka nas rehabilitacja, tak piszą dziewczyny na forum.

Głowa za duża. Brzuch za szeroki. Objawów cała masa, a lista chorób ciągnie się do ziemi.
Kupa za kupą - nieszczęście! Pewnie rota, albo inny syf. Jedziemy na ostry dyżur!
Brak kupy - dramat. Gdzie są czopki, to dziecko się męczy!!!
Kupa zielona, czarna, pienista, za rzadka.
Kupa, kupa, kupa.

I tak od maleńkości, zadręczamy te nasze biedne dziecięce prototypy naszymi obawami, lękami, zmartwieniami, "o matkami!", dając im poczucie NIEbezpieczeństwa, NIEsamodzielności, NIEprzystosowania. Co się potem bidule namęczą, oj namęczą się.

Że też posiadanie pierwszego dziecka nie jest zabronione prawem. Problem by się rozwiązał, a tak skazujemy kolejne pokolenia dzieci 'pierwszych' na trudy życia i przeżycia.

Podsumowując, polecam wszystkim, żeby w miarę możliwości nie decydowali się na pierwsze dziecko, ale od razu na kolejne, drugie/trzecie/naste.
Wtedy wszyscy mają luz.

4 komentarze:

matka w stylu wolnym

12:39 PM Unknown 1 Comments


Wczorajszy dzień był TYM dniem.. Wyszłam z domu, a dzieci nie.
Placówka wychowawczo-opiekuńcza wydała zgodę na przepustkę, [oklaski].
Matko, co za luksus!
Oczywiście, że jako matka myślę w tych chwilach przyjemnej samotności o swoich pociechach, czy nie ryczą, nie głodne, nie wyrywają sobie kłaków. Ale nie, Kochanie, nie wracam. Hahaha.
W drodze na klasowe party po latach, miałam niepowtarzalną okazję przejechać się stołeczną komunikacją miejską i pokontemplować otoczenie.
Dziwnie, tak wśród ludzi. Dziwnie i fajnie..
Autobus pełen posępnych czerepów, korpoblazów i tych, którzy podobnie do mnie obrali kierunek RELAKS. Piątek jest.

Zdarzyły się rozmowy budujące, przywracające wiarę w Naród.
Rozmowa dwóch okołoszesnastoletnich rodaków, zasłyszana w metrze
(UWAGA!: nieparlamentarne słownictwo):
1. Ale się pogoda spierdoliła. A było tak gorąco, że się cały spocony o 15 obudziłem i otworzyłem wszystkie okna w domu, a już za chwilę patrzę i się tak spierdoliło.
2. typ: A ja, dobrze, że wziąłem kurwa ze sobą ciuchy, bo bym kurwa cały dzień w krótkich spodenkach latał jak popierdolony kurwa. A wszyscy by mówili, "o, w krótkich spodenkach kurwa lata!". Ale by mi pizgało, kurwa.
Wnioski: Dzisiejsza młodzież nie dość, że dba o zdrowie, wysypiając się, oraz o higienę, wietrząc, to na dodatek myśli perspektywicznie. Brawo! Jakaś tam nadzieja na lepsze jutro jest.

Wysiadka. Szybki atak na spożywczo-monopolowy.
Jak już się człowiek raz uwolnił to nawet kac nie straszny.
Przewaga liczebna chromosomów XY na imprezie miażdżąca, ale znalazło się dwóch agentów XX. a jeden z nich bez pardonu przespał całą imprezę, co jakiś czas korzystając z dobrodziejstw bufetu mamy.
Było miło, kameralnie.
Muszę częściej występować o przepustki. Mają zbawienny wpływ na moją resocjalizację.

1 komentarze:

Kto poczuł, ten wytoczył.

9:29 PM Unknown 0 Comments


Ach, dzieci to fascynujące kreatury (z ang. creatures).
Niby tacy mali ludzie, a tyle w nich zwierzyny.
Niedawno, podczas ataku geniuszu doszłam do wniosku, że brak wspomnień z okresu najmłodszego dziecięctwa wynika z tego, że obszary mózgu odpowiedzialne za myślenie abstrakcyjne i rozumowanie jako takie są wtedy zwyczajnie nieaktywne.
Dziecko, jak zwierz, działa instynktownie.
Głodne, to do cyca/butli/michy.
Zmęczone, pada gdzieniebądź.
W niedoborze oksytocyny, do mamy/taty na przytulasa.
Instynktownie wybiera to co dla niego łatwiejsze, przyjemniejsze, prostsze. Buntuje się gdy napotka najmniejszą przeszkodę.
W dziecku piękne jest to, że ucieleśnia to co naturalne, pierwotne. Nieskażone kulturą, puści bąka, idzie dalej. Żaden problem. A my - dorośli - mamy z tym problem, chowając się po kątach/toaletach/za winklem lub po prostu udając, że nie czujemy cośmy w chwili słabości wytoczyli, żeby w razie czego nikt nas nie posądził, bo wstyd.
[Owszem, są i tacy dorośli, co problemu z tym nie mają, ale przyjmijmy, że to wyjątki potwierdzające regułę.]
Ot, jak dławi człowieka kulturowy garnitur, pozbawia naturalności, krępuje umysły i tyłki.
A dziecko, dziecko ma luz. Smrodek jest dla niego naturalny, a zapach zaburza harmonię.

Judy, mimo swoich ponadpięciu lat nadal preferuje smrodki, odorki, cuszki. Czyli jednak drzemie w niej nadal coś ze zwierza.
Jak tylko dziewczę złapie orient, że Bubu uraczyła otoczenia megawonną kupą, od razu biegnie pierwsza, żeby popatrzeć i rzecz jasna poniuchać. "Mamo, chcę zobaczyć!"
Zapach gumy do żucia jest dla niej nie do przyjęcia. Judy traktuje to jak najgorszy smród. Nie dziwi już nas, że znajdując się w pobliżu żującego obdarza go spojrzeniem z serii "Wyjdź".
Zadziwia mnie jednak, że potrafi - ta moja księżniczka - przytulać się do psiego pupila dziadków, którego oddech przywodzi na myśl wychodek dla ogrów.
No zwierz, zwierz jak nic.

A my - dorośli, którzy w dzieciństwie przebijaliśmy nosami bączne bąble w wannie, jesteśmy skazani na doświadczanie ulgi w ukryciu. Żal.




0 komentarze:

Matka ist kaput

9:21 PM Unknown 0 Comments


To był wyjątkowo dłuuuugi dzień.
Kto by pomyślał, że "bejbi berzdej partej" może być takim wyzwaniem.
Dziesiątki różnych czynności operacyjnych, takich i śmakich, prowadzonych od wczesnych godzin porannych, zakłócanych międleniem Bubu przeżywającej kryzys zębowy połączony z objawami lęku separacyjnego, wywołały u matki krótkotrwałe stany maniakalno-depresyjne..
Pojawienie się gości okazało się zbawienne i zadziałało rozkurczowo.
Ufffff.........
Rozluźnienie matki przełożyło się na luz jubilatki, czego owocem było radosne człapanie od babci do dziadka, do taty, do kanapy, do mamy, do fotela und und und...
Zjedli, wypili, świeczka zdmuchnięta, sto lat odśpiewano.
Jest sukces! Co z tego, że matka ist kaput.




0 komentarze:

Kill Gil

9:53 PM Unknown 0 Comments


Dzisiejszy dzień upłynął (dosłownie) pod znakiem gila.
Bubu, mimo swej walecznej natury, nie była w stanie odeprzeć ataku płynnego wroga.
Bidula, tak się umęczyła, że przed snem wyglądała już jak Rudolf Czerwononosy Renifer, a przecież Krystmasy już dawno za nami.
Żeby nie spisać dnia na straty, warto wspomnieć, że do perfekcji doprowadziła dziś bicie brawa. Brawo Bubu!

Odwiedziliśmy też z Dżinksem miejsce z kategorii tych  nieszczególnych. Jedno z tych, w których ludzie woleliby się nigdy nie znaleźć, a jak już się znajdą to najczęściej czują się jak wyrwani z życia.
Na szczęście, nam Los sprzyja, i mimo pewnych zawirowań natury zdrowotnej mojego Najzacnejszego, wizyta nie była dla nas wyrwaniem z życia, a raczej jego uznaniem.
Potem  raczyliśmy się całkiem smacznym sushi w niecałkiem smacznym wystroju knajpiano-stołówkowym. No cóż, głód zniesie różne niewygody.

Judy Jetson była dziś słodka i kochana. Słońce robi swoje. Świeć!

Uwzględniając wszelkie nędze dnia dzisiejszego, bilans uznaję za dodatni.
Laba.



0 komentarze: