powiem Ci to prosto w fejs

9:25 PM Unknown 14 Comments


Nie zawsze strzelam śmiechem. Nie zawsze się da. Nie zawsze mam amunicję.
Ale, jeśli tylko uda mi się przeładować magazynek, nie waham się. Bang.
Dystans i poczucie humoru ratują przed poczuciem beznadziei. 
Nie lubię brodzić w mule, bo zwyczajnie trudno z niego wyjść. 
Ktoś powie, że zamulam nieustannie, że dzieci, że mąż, że okres, ale przecież te wyrwane z kontekstu, fejsowe (nierzadko zresztą błyskotliwe) postękiwania, są jak balet oglądany przez bardzo brudną szybę. Niby coś widać, coś się gibie, ale czy to niewiasta czy mim z parasolem?

Był taki  m o m e n t  w moim życiu, że usunęłam się z fejsa.
W zasadzie, powinnam napisać, że wylogowałam się, bo konta na fb są wieczne, jak Lenin i pluskwy.
Męczył mnie ten cały ekshibicjonistyczny, śmieszny świat cudzych obiadów, statusów i dziubków.
Założywszy bloga, głodna lajków, fejmu i splendoru, wróciłam po czterech latach niczym córka marnotrawna, tyle że bez strupów, łachmanów i schodzonych chodaków.
Nie żałuję, choć niewiele się tu zmieniło (niektórzy ciągle grają w jakąś farmę). Najważniejsze, że można tu znaleźć ciekawych ludzi, świrów, hydraulika i burmistrza dzielnicy.
Ale czy można kogoś poznać?

Nie istnieje prawda absolutna o człowieku, bo nikt z nas nie jest odarty z własnych, niewypowiadanych nigdy, myśli.
W mediach społecznościowych jest w ogóle niewiele prawdy. Tutaj prawda o człowieku podlega nieustannemu filtrowaniu, do momentu, aż wszystkie zanieczyszczenia, jakie w sobie nosimy zostają wypłukane, jesteśmy zdatni, strawni, społecznie akceptowalni (przynajmniej dla "zafrendowanych").

Witaj w świecie SIMS.
Ty wpadasz do mnie, ja do Ciebie, jest trochę jak na imprezie. Nie znamy się zbyt dobrze, ale może łączy nas poczucie humoru, słabość do wina, zamiłowanie do absurdalnego dowcipu, doświadczenie rodzicielstwa.
Nie wiemy o sobie niczego, trzymamy się powierzchownych wrażeń, skojarzeń, przeczuć.
Nikt nikomu w gary nie zagląda, choć pewnie znajdą się tacy, co lubią.

Fejsbuk to miejsce łatwych doznań, większość szuka tu rozrywki, kotów, filmików jak małpa wkłada sobie palec w tyłek, takie tam.
Jest też całkiem spora rzesza poszukująca jadu. Tankuje go jak paliwo do przeżycia kolejnego wypchanego farmazonami dnia.
Szybko, łatwo, bez wysiłku - dieta ciasteczkowa. 

Polubiam, polubiam, polubiam. Nie zawsze czytam, ale polubiam.
No taka specyfika miejsca i ludzi. Gdyby tu był zakład golarza Filipa, każdy wychodziłby z inną, niezbyt dopasowaną, peruką lub bez piega.

Każdemu według potrzeb. A ludzie, jak to ludzie - "Wina i igrzysk i kotów z palcem w tyłku!"

Od jakiegoś czasu część moich tekstów trafia do wirtualnej szuflady "wersji roboczych" (oto ja - laska marszałkowska).
Kiedyś tam przyjdzie na nie czas.
Obawiam się jednak, a nawet jestem pewna, że zawsze przegrają z niewyszukanymi konstatacjami o winie, bo może 60% Polaków nie czyta, ale za to 90% pije. 

14 komentarze:

rozdarta, jak matka

4:12 PM Unknown 6 Comments


Czytałam o katarach, kaszlach. O syropach czytałam.
Mroczne historie o elektrolitach.
Syrop cebulowy... bleh, fekalny upiór, grasujący do niedawna po Bratysławie to, w porównaniu z nim, przyjemniaczek.
Najmocniejsze lektury czekają na ciężarne i świeżo upieczone. Zamiast relaksu, laksacja.
Przeszłam to, byłam, widziałam, zmęczyłam się.
Czas leci.
Nie śledzę już trendów w jaglance. I tak nie jedzą.
Namieszałam już swoje, w tych cielęcych wywarach. Zblendować, ugnieść, rozdrobnić.
Nie chcę znać "5 sposobów na bycie lepszą matką", ani "13 kroków do kulinarnego master level".
Nie interesują mnie najnowsze sposoby na zapieranie. Nie zapieram już od lat. Nikogo wszak nie dziwią zanieczyszczone dziecięce tekstylia.
Nie czytam, co zmienia macierzyństwo - już wiem, jak w nim nie zwariować - wciąż nie wiem, czy się da. Emocjonalna sinusoida.
Nie jestem na bieżąco w temacie karmienia piersią. Cieszę się, że ta "dwójka" stworzona jest tez do niższych celów.

Nie jest łatwo być matką, rozdartą między tym co dobre według reszty świata, a tym co dobre według mnie.
Wokół tyle idealnych Krystyn, całkowicie poświęconych rodzinie, gotujących tak, że nie muszą oddawać fartucha, nie krzyczących na dzieci, nienaznaczone klapsem.
Nie jestem Krystyną, ale nie biczuję się już
Dzieci przybierają, dziur w zębach nie mają, choć czasem ich nie myją.
Pielęgnuję je, jak są chore, tulę, jak są smutne, karzę, jak są nieznośne.
Kocham je niemierzalnie.
Zdarzyło mi się wymierzyć klapsa - przyznaję. Rzadko i zawsze z poczuciem osobistej porażki.
Nie cofnę tego, ale mimo żalu do samej siebie, wiem, że nie stałam się przez to matką-potworem. Piekło się nie otwarło, chcąc mnie pochłonąć.

Codziennie któraś z nas ma sobie za złe, że nie karmi piersią, że dzieci wlepione w ekran, że mięsny jeż dla rodziny nie przypomina nawet jeża.
Tymczasem, nie muszę wykarmić dziecka piersią, żeby stworzyć z nim więź.
Nie muszę rozpamiętywać błędów, bo dzięki nim jestem lepsza.
Nie muszę serwować dzieciom kaszotto z dodatkiem komosy białej i surówki z ekologicznego selera, żeby wiedziały, że są dla mnie wszystkim.
Nie staną się troglodytami, jak nie przeczytam im trzy razy pod rząd bajki na dobranoc.
I, wreszcie, wiem że mogę mieć czasem dość wszystkiego i nadal być całkiem niezłą madre..

6 komentarze: