rozdarta, jak matka
Czytałam o katarach, kaszlach. O syropach czytałam.
Mroczne historie o elektrolitach.
Syrop cebulowy... bleh, fekalny upiór, grasujący do niedawna po Bratysławie to, w porównaniu z nim, przyjemniaczek.
Najmocniejsze lektury czekają na ciężarne i świeżo upieczone. Zamiast relaksu, laksacja.
Przeszłam to, byłam, widziałam, zmęczyłam się.
Czas leci.
Nie śledzę już trendów w jaglance. I tak nie jedzą.
Namieszałam już swoje, w tych cielęcych wywarach. Zblendować, ugnieść, rozdrobnić.
Nie chcę znać "5 sposobów na bycie lepszą matką", ani "13 kroków do kulinarnego master level".
Nie interesują mnie najnowsze sposoby na zapieranie. Nie zapieram już od lat. Nikogo wszak nie dziwią zanieczyszczone dziecięce tekstylia.
Nie czytam, co zmienia macierzyństwo - już wiem, jak w nim nie zwariować - wciąż nie wiem, czy się da. Emocjonalna sinusoida.
Nie jestem na bieżąco w temacie karmienia piersią. Cieszę się, że ta "dwójka" stworzona jest tez do niższych celów.
Nie jest łatwo być matką, rozdartą między tym co dobre według reszty świata, a tym co dobre według mnie.
Wokół tyle idealnych Krystyn, całkowicie poświęconych rodzinie, gotujących tak, że nie muszą oddawać fartucha, nie krzyczących na dzieci, nienaznaczone klapsem.
Nie jestem Krystyną, ale nie biczuję się już
Dzieci przybierają, dziur w zębach nie mają, choć czasem ich nie myją.
Pielęgnuję je, jak są chore, tulę, jak są smutne, karzę, jak są nieznośne.
Kocham je niemierzalnie.
Zdarzyło mi się wymierzyć klapsa - przyznaję. Rzadko i zawsze z poczuciem osobistej porażki.
Nie cofnę tego, ale mimo żalu do samej siebie, wiem, że nie stałam się przez to matką-potworem. Piekło się nie otwarło, chcąc mnie pochłonąć.
Codziennie któraś z nas ma sobie za złe, że nie karmi piersią, że dzieci wlepione w ekran, że mięsny jeż dla rodziny nie przypomina nawet jeża.
Tymczasem, nie muszę wykarmić dziecka piersią, żeby stworzyć z nim więź.
Nie muszę rozpamiętywać błędów, bo dzięki nim jestem lepsza.
Nie muszę serwować dzieciom kaszotto z dodatkiem komosy białej i surówki z ekologicznego selera, żeby wiedziały, że są dla mnie wszystkim.
Nie staną się troglodytami, jak nie przeczytam im trzy razy pod rząd bajki na dobranoc.
I, wreszcie, wiem że mogę mieć czasem dość wszystkiego i nadal być całkiem niezłą madre..
Zdroworozsądkowo i bardzo życiowo :)
OdpowiedzUsuńdojrzewam ;)
UsuńJak dla mnie kluczowe jest, żeby matka zawsze była blisko, a reszta to dodatki, które każdy dobiera sobie zgodnie z własnym światopoglądem, charakterem i upodobaniami ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Trudno się z tym nie zgodzić ;)
UsuńAch, zaglądając do Ciebie- nawet czytając o biegunkach- za każdusieńkim razem czuję, że mogłabym nią być. Matką. I to całkiem niezłą.
OdpowiedzUsuńZ takim wzorem do naśladowania nie boję się wyzwania.
zaczęłam zastanawiać się czy to komplement :D haha
Usuńi nadal nie wiem
wiem tylko tyle, że na pewno byś sobie świetnie poradziła w roli matki :)