von der Konzeption bis zum Prototyp - czyli marzenie o macierzyństwie vs rzeczywistość vol.1

10:35 PM Unknown 21 Comments


Kiedyś zastanawiałam się czy istnieje recepta na macierzyństwo, jak z reklamy?
Szczęśliwa, matkamodelka, ojciecCEO z teczką pełną projektów wartych grube bańki, dwójka radosnych dzieci obojga płci i pies, który nie rozrzuca sierści, bo tak naprawdę nosi futro z norek. A wszystko to w domu pełnym białych mebli.
Teraz wiem, że najlepsza recepta dla matki, to ta na relanium, z całą resztą radź sobie, matko, sama.

Nie umniejszając oczywiście roli mężczyzn w wychowaniu dziecka, trzeba stwierdzić, że pierwsze lata życia potomstwa moderowane sa jednak przez matki. Ojcowie, są trochę jak dodatkowe dziecko z funkcją wyrzucania śmieci. No dobrze, mają jeszcze szeroką paletę zalet, z których większość okazuje się średnio przydatna w zetknięciu z niemowlęciem. Bezsprzecznie świetnie obstawiają pierwszy odcinek drogi do macierzyństwa - fertillisatio.

Więc czekasz matko, na swoje wymarzone bambino, które po kilku miesiącach pod powłokami brzusznymi, zaczyna wesoło kopać rozpychając Twoje wnętrzności na lewo i prawo, co jest najwspanialszym z dziwacznych doświadczeń, jakie miałaś okazję przeżyć.
Czekasz, czekasz, troche za dużo jesz, trochę za szybko tyjesz, ale póki balon jest napompowany, jest cudownie. Nikt przecież nie powie Ci, ze jesteś za gruba, w obawie przed inwazją myszy.

Powoli wijesz gniazdko. Nie wiadomo po co, trzy miesiące przed terminem prasujesz tony pajaców po dzieciach ciotecznych kuzynów, Użyjesz ze trzy.
Mąż podziwa Twoje wielkie cycki, nie przeszkadzają mu nawet te niebieskie żyły, które widać z 30 metrów, grunt, że cyc jest masywny. MASSIVE!

Przychodzi taki moment, że zaczynasz się toczyć. Kaczą postawę broni Twój błogosławiony stan. Przepuszczają Cię w kolejce, jak mocniej sapiesz lub wypocisz ładne koła pod pachami. Ale co tam, jesteś piękna, w końcu nosisz pod sercem życie.
Cóż, że czasem patrząc w lustro, myślisz o świńskich ryjach na wagę w osiedlowym Karfurze.

Przychodzi dzień pożegnania z czopem śluzowym i wiesz, że to już zaraz. Cieszysz się, boisz, masz sraczkę. Taki tam Big Opening.
Potem skurcze, najpierw rzadkie - można wytrzymać. Potem mocniejsze, chcesz umrzeć, Modlisz się o znieczulenie - niech leją litrami.

Po mniejszej lub niewyobrażalnej traumie przychodzi na świat Twoje wyczekane, najpiękniejsze dziecko, najsłodsza z pokrytych śluzem istot, jaką kiedykolwiek widziałaś. Patrzysz na nie przez całą noc, w obawie, że zniknie. Kolejnej nocy tez nie przesypiasz, bo nagle okazuje sie, że ten niegdyś cichy mieszkaniec brzucha, płaczliwie żąda co dwie godziny dostępu do twojego obolałego, poranionego krwiożerczymi dziąsłami, cycka, który śmiało mógłby zagrać dziewiątego pasażera Nostromo. Rozumiesz wreszcie znaczenie odchodów poporodowych, a myśl o oczekiwanym przez cały personel medyczny stolcu, stresuje Cię bardziej niż jakis tam poród. Podkłady są "super", ni to podpaska, ni materac, a siatkowe gacie nagle nabierają sensu. Pocieszasz się myślą, że inne, z którymi dzielisz salę, wyglądają równie źle, albo gorzej.

Wracacie do domu. Wreszcie razem, wszystko czeka, w końcu narobiłaś się jak osioł. Telewizor nagle przestaje być atrakcyjny. Śpisz niewiele, mało, albo wcale. Jesteś szczęśliwa, choć zaczynasz przypominać Wujka Festera. No nie jest to bezsenność w Seattle.
Cały porządek szlag trafił, ale masz to gdzieś. Jeszcze nie przejmujesz się, że balon, który do niedawna był wypełniony dzieckiem, zwisa żałośnie nad linią dresów, czasem nawet faluje, jak śpieszysz się na siku, bo akurat bambino zasnęło. Jeszcze oksytocyna zalewa Ci mózg, ale przychodzi taki dzień.....

cdn...



21 komentarzy:

  1. Lubię od czasu do czasu dobry thriller... To i czekam na ów cd :)
    Ale nad potomstwem to się jeszcze kilka razy zastanowię ;)

    Miło Cię znów... przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnam ostrzeć przyszłe i aspirujące matki, wybacz ;). Dzięki, że jeszcze wpadasz, będę z raz na tydzień coś tam pisać, nie dam się zabić pracy tak całkowicie całkiem ;)

      Usuń
  2. Jakie to prawdziwe jest! ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. hahahahahahaha w oczekiwaniu na stolec...padłam :D święta racja . i te gatki..buhahah

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafiłaś w samo sedno :) dokładnie tak to wygląda :) u mnie na szczęście mój małżonek bardo wykazuje się przy opiece nad córką i tak naprawdę ja nie robie nic poza karmieniem. Niestety trzeba wspomnieć że po porodzie nie zawsze szybko dochodzi się do siebie. Ja po naturalnym niestety 3 tygodnie a skutki odczuwam dalej choć minęło już ponad 2 miesiące. Co nie zmienia jednak faktu że ta mała różowa istota, która chce jeść w moim przypadku co godzinę jest najlepszym co mi się w życiu przytrafiło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadaj na więcej, tak w okolicach następnego weekendu ;P

      Usuń
  6. Jakie to prawdziwe jest! ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha, świetne, czekam na ciąg dalszy! :)
    I chciałam nadmienić, że mam białe meble :D Tylko psy mi proszę wymienić na te niezrzucające sierści i do teczki małżonka te warte grube bańki projekty włożyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sobie radzisz z białymi kanapami, kiedy dzieci i psy w domu :) weź mi powiedz, bo to jest bardzo ciekawa kwestia. Osobiście mam czarną skórzana kanapę, za którą dziękuję Bogu za każdym razem jak dzieci sie do niej zbliżają :D Ile ona już kubusiów i innych płynów mogła wchłonąć, gdyby nie to, że jest skórzanym cudem natury ;)

      Usuń
  8. Flaubert, Zola, Matka na skraju….Dziękuje za ten naturalizm…tylko dla koneserów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzę, że lekcje z literatury polskiej odrobiłeś. To dobrze, bo ja jestem madżister polfilolog, więc zaliczam.;) A tekst był adresowany do matek, więc wiesz, rozumiesz, to specyficzna klientela ;)

      Usuń
  9. Nareszcie coś nie słodko pierdzącego o tym jak kobiety się spełniają. Wpadnę po cdn :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam serdecznie. Fajnie, ze wpadłąś, dzięki ;)

      Usuń
  10. Białe meble są spoko- nie widać na nich kurzu, jednak białych kanap, krzeseł, dywanów bym nie zaryzykowała :) Lecę na drugą część :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. białe mam tylko fronty w kuchni i komodę u dzieci, ale kanapy albo wykłądzina to już tylko dla karingtonów, co mają służbę od czyszczenia tego badziewia ;)

      Usuń
    2. Ja mam jedynie w kuchni część frontów i boki w tym kolorze:) Biała wykładzina musiałaby chyba być folią zabezpieczona żeby człowiek na zawał nie padł, albo z przepracowania przy czyszczeniu ;)

      Usuń
  11. Dobra dawka ironii i czarnego humoru na sen. :)
    Czytam, przerażam się i czytam dalej. I liczę na to, że zdanie o byciu najszczęśliwszym człowiekiem jest równie autentyczne jak o niewyspaniu, poranionych cyckach i poporodowych schizach.
    Jeszcze 2 miesiące, a brzucha wciąż brak. Trzeba wszystkim tłumaczyć, że to nie żart, że naprawdę. Aż czasem sama zaczynam wątpić czy śnię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autentyk, z tym szczęściem, szybko się zapomina i znowu człowiek pakuje się w te "cudowności". Ja mam dwie baby, a ostatnio znowu mnie już zaczyna biologia nosić. Chore, ale prawdziwe ;).

      Usuń