noszę w sobie ból
żadne epokowe odkrycie, a jednak - biorąc pod uwagę istotę człowieczeństwa - napawa dumą,
ale - ponad wszystko - obciąża.
ale - ponad wszystko - obciąża.
Obciąża mnie.
Czy każdego?
...
Noszę w sobie ból,
nie ćmiący, nie tępy, nie wynikający z niedomagań ustroju.
Rozlewa się od skroni, nasycając kanaliki łzowe,
przez krtań, wywołując dławiący spazm
aż do żołądka, wypełniając go plątaniną kłujących skurczy.
...
Codziennie patrzę na Nie, jak rosną, ewoluują, gromadzą doświadczenia, odnajdują radość w banałach.
Mogą.
Mają do tego wszelkie warunki, wsparcie, naszą - w Nie - wiarę.
Moje frustracje i wewnętrzne konflikty zawsze przegrywają w starciu z dumą, z tego co mam.
Mam niezachwianą wiarę w nasze szczęśliwe życie.
Ból świadomości współistnienia mojego szczęścia z czyimś dramatem, mojego spokoju z czyjąś walką o istnienie.
Nie potrafię zepchnąć na margines myśli o czyjejś udręce.
Nie potrafię i nie chcę, choć wywołują one u mnie poczucie winy z powodu własnej niewystarczającości.
Możesz powiedzieć, że świata nie zbawię i masz rację.
Może to co napiszę to truizm, ale czy w dzisiejszym świecie cokolwiek jest oczywiste?
Warto żyć swoim życiem, uwzględniając przy tym innych, zauważając istnienie tych słabych, tych bez sił do samodzielnej walki, tych odartych z godności, pozbawionych nadziei, bezbronnych, złamanych, skrzywdzonych przez innych, siebie, życie.
Czy każdego?
...
Noszę w sobie ból,
nie ćmiący, nie tępy, nie wynikający z niedomagań ustroju.
Rozlewa się od skroni, nasycając kanaliki łzowe,
przez krtań, wywołując dławiący spazm
aż do żołądka, wypełniając go plątaniną kłujących skurczy.
...
Codziennie patrzę na Nie, jak rosną, ewoluują, gromadzą doświadczenia, odnajdują radość w banałach.
Mogą.
Mają do tego wszelkie warunki, wsparcie, naszą - w Nie - wiarę.
Moje frustracje i wewnętrzne konflikty zawsze przegrywają w starciu z dumą, z tego co mam.
Mam niezachwianą wiarę w nasze szczęśliwe życie.
Nie rozumiem bezpodstawnego pesymizmu, czarnowidztwa, paranoicznej wiary w niepowodzenie
Bywają jednak dni, kiedy odczuwam ból, penetrujący najgłębsze rejony mojej duszy.Ból świadomości współistnienia mojego szczęścia z czyimś dramatem, mojego spokoju z czyjąś walką o istnienie.
Nie potrafię zepchnąć na margines myśli o czyjejś udręce.
Nie potrafię i nie chcę, choć wywołują one u mnie poczucie winy z powodu własnej niewystarczającości.
Możesz powiedzieć, że świata nie zbawię i masz rację.
Może to co napiszę to truizm, ale czy w dzisiejszym świecie cokolwiek jest oczywiste?
Warto żyć swoim życiem, uwzględniając przy tym innych, zauważając istnienie tych słabych, tych bez sił do samodzielnej walki, tych odartych z godności, pozbawionych nadziei, bezbronnych, złamanych, skrzywdzonych przez innych, siebie, życie.
8 komentarze: