Jestem Natalka.
Niedziela była ciepła.
Grzechem byłoby siedzieć w domu, choć czasem grzech nie grzeszyć.
Dzieci, jak zawsze, gotowe były na przygodę lub co najmniej grzebanie patykiem w piachu.
Kierunek - park szczęśliwicki.
Mnóstwo ludzi, rodzice, dzieci, psy, cała reszta.
Drabinki, piaskownice, zjeżdżalnie - oblężone jak Konstantynopol.
Tosia - ortodoksyjnie wyznająca bujactwo, ruszyła w stronę huśtawek.
Sukces, zwolniła się jedna sztuka
Bujamy się, jest miło. Do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu.
Nie minęły dwie minuty, jak podszedł starszy mężczyzna i bez krępacji oznajmił dość oschle.
"Będziemy chcieli się zaraz pobujać" Wskazał na chłopca i dziewczynkę. "Bliźniaki chcą się pobujać."
Obawiałam się, że Tosia stawi czynny opór, ale antypatyczna powierzchowność dziadka bliźniaków skutecznie ją zniechęciła. Antypus, ale skuteczny.
Muszę jednak przyznać się do tego, że zafascynował mnie jego styl bujania.
Stanął miedzy dwiema huśtawkami, złapał obydwie i zaczął. Mach, mach, Mach, prędkość dźwięku. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak wywijał huśtawkami wypełnionymi dziećmi.
Bliźniaki prawdopodobnie widziały już przelatujące anioły. Najważniejsze, że zadowolone i po równo je wytrzęsło. Magister inżynier hardkoru.
Spacerek, lody, wracamy na plac. Kolejka do huśtawek świadczy, że mamy do czynienia z godzinami szczytu. Ale, ale, huśtawka dla większych wolna.
"Chodź Tosia, wezmę Cię na kolana i razem się bujniemy"
"Dobze"
Koło nas buja się dziewczynka. Na oko, pięcioletnia. Różowa sukienka, białe rajstopy, różowy bezrękawnik, loki w stylu małej Shirley Temple. Obrazek dopełniało ubrudzone błotem kolano i zdarty nos.
"Proszę Pani, a czy Pani wie..." - mówi do mnie dziewczynka, chwilę po naszym pojawieniu.
"Byliśmy na tej wielkiej górze, weszliśmy na sam szczyt. Tak jest dużo kamieni i jest bardzo bardzo stromo. No i zaczęłyśmy tam biegać."
Po chwili podbiegają do niej dwie, nieco starsze, z troską oglądając jej rany i pocieszając. Za chwilę już ich nie ma. Mała kontynuuje.
"No i zaczęłyśmy tam biegać."
" I widzę, że chyba się przewróciłaś. Nic sobie nie zrobiłaś?"
"Zdarłam kolano i nos, o tutaj. Ja nawet fikołka zrobiłam."
"Musisz być dzielna, bo w ogóle nie płaczesz."
"Tak. Bardzo dzielna. Ale gdyby Helena nie zaczęła uciekać, to by się nie stało."
Spytałam się czy daleko mieszka i czy przyszła tu sama, bo takie sprawiała wrażenie.
"Z mamą przyszłam. Ona jest z tą małą dzidzią w niebieskim wózku, która nam się ostatnio urodziła."
"Acha, czyli masz małą siostrę. To miło."
Westchnęła
"Tak, Celinka Apolonia. No tak ją nazwali."
W międzyczasie Tosia postanowiła bujać się sama na "dorosłej" huśtawce.
Poinstruowana, że ma się nie puszczać, bo spadnie, postanowiła pomachać do Taty, puściła się i spadła. Michalinka skorzystała z dramatu i zajęła miejsce Tosi. Plus 50 za szybkość, minus 30 za empatię.
"Twoja siostra, jest trochę taką płaczącą siostrą. Tak jak Celinka jest płaczącą siostrą." - mówi dziewczynka do Michalinki, zupełnie niezainteresowanej rozmową.
Nie ukrywam, że mnie rozbawił ten, niezwykle dojrzały, wywód pięciolatki, więc włączam się znów.
"To znaczy, że Twoja siostra dużo płacze."
"O tak. Ona płacze ciągle. I ciągle budzi naszego tatę - Maksa."
"To Wasz tata chyba dużo śpi, co?"
"Tak, na kanapie w dużym pokoju. Hania, ta dziewczynka w różowej bluzie, często też się tam kładzie."
"Czyli masz jeszcze jedną siostrę?"
"Nie zupełnie. Moja mama rodzi dziewczyny i dziewczyny i dziewczyny. Tylko dziewczyny."
"To ile masz sióstr?"
"Najpierw urodziła się Nadzieja, potem Hania, Zosia, Helena i ja. A teraz jeszcze Celinka Apolonia. A kiedyś byłam najmniejsza i siostry mnie kochały. Bardzo mnie kochały. Teraz urodziła się Celinka Apolonia i już się mną nie interesują. A ja czasem wołam 'Helena, Helena", a ona nic nie mówi tylko idzie."
"Ciężko jest nie być najmłodszą, co?".
"Tak. Ciężko. No, ale tak już jest."
"Przepraszam Cię, a jak TY masz na imię?"
"Jestem Natalka."
W pewnym momencie zorientowałam się, że stoję przy huśtawce i rozmawiam z nieswoim dzieckiem, podczas gdy moje własne rozpełzły się po placu, a rozmowa wciąga mnie bardziej niż z niejednym dorosłym.
W międzyczasie podbiegły jej siostry (teraz już wiedziałam, że to siostry) przejęte tym, że Helena wykrzykując, że schowa się tak, że nikt jej nie znajdzie, schowała się tak, że nikt nie mógł jej znaleźć.
Natalka przerwała im pytaniem "Co chcecie przez to powiedzieć?"
Najstarsza, w włóczkowym berecie skwitowała "Że jest nas o jedną mniej."
Życie to ciągła walka, czy mamy 5, 35, czy 75 lat.
W chwilach zgryzoty fajnie jest wygadać się przed kimś, choćby nieznajomym.
PS Pozdrawiam Tatę - Maksa. Wyśpij się chłopie. Jutro do pracy!
14 komentarze: