jaka jestem - czyli kilka słów o matce

12:04 PM Unknown 18 Comments




Nie mogłam chyba wymyślić nic głupszego od próby zanalizowania samej siebie.
No co tu napisać, żeby nie skłamać.
Bo czy to, co o sobie wystękam, będzie opisem matki stanu faktycznego, czy pobożnym życzeniem hodowanym w załączonej powyżej, do ciała przytwierdzonej, kopii głowy?
Każdy autoportret jest kreacją
więc...
...tutaj już bym skończyła.

No dobrze..
Jestem zwykłą dziewczyną, która niebawem osiągnie wiek chrystusowy. Żaden ze mnie jednak zbawca.
W zasadzie nic szczególnego mnie nie wyróżnia.
Nie zostałam piosenkarką, aktorką, ani opiekunem zwierząt w zoo.
Nie byłam też nigdy uczestnikiem misji w Rwandzie.
Zostałam żoną i matką. Jakby nie było, to też wyczyn..
Niewiele bym chciała zmienić. No może poza sobą, bo chociaż akceptuję siebie, to jednak patrząc w lustro często myślę "Kaśka, weź dupę rusz, na więcej Cię stać!"
Kiedyś się wezmę... albo przestanę w lustro patrzeć.

Jaką jestem matką? Nie wiem, Ty mi powiedz.
Pewnie za lat naście, jak dzieci moje będą już mózgowiem w miarę samodzielnie władać, ocenię swoje zdolności wychowawcze, bądź ich brak.

Jaką jestem żoną? Nie wiem. Mąż jeszcze do kochanki nie uciekł.

Jakim jestem człowiekiem? Nie wiem, staram się być dobrym, ale oceny się nie podejmę.
Wyznaję zasadę, że lepiej czasem dostać sraczki i wykazać odrobinę bohaterstwa, niż bez rozstroju odwrócić głowę od życia.
Wierzę w człowieczeństwo, chociaż znalazłoby się wiele dowodów na jego powolne wymieranie.
Codziennie przekonuję się, że wspaniałych ludzi nie brakuje.
Szanuję ludzkie historie. Na sędziego się nie nadaję.

Nie wiem jak postrzegają mnie inni.
Nie jestem postacią na tyle kontrowersyjną, żeby cudze myśli na dłużej zajmować.

Mimo wszelkich moich braków, przewin, zaniechań i słomianego zapału,
jestem szczęśliwym człowiekiem
i codziennie dziękuję Bogu, że nie kazał mi być szafiarką, bo jeśli jest coś, co mnie wkurza bardziej od moich bruzd przynosowych, będzie to z pewnością przewalanie szmat.

18 komentarze:

tato

9:36 PM Unknown 18 Comments




Za to że jesteś Taki,
Nie siaki, ani owaki,
Że jesteś dobrym człowiekiem,
Ot, ciut zrzędliwszym z wiekiem.
Choć TYCI swe wnuczki psujesz,
To serca im nie żałujesz

Za to,
I nie tylko za to.
Kocham Cię, Tato




18 komentarze:

matka + ojciec = WNM

12:42 PM Unknown 16 Comments




Matka, jak to matka, o dzieciach ciągle, że kochane, ale że podusiłaby,
że śmieszą, męczą, dręczą.
Pytanie jedno w głowie wybrzmiewa: Czym taka matka, bez ojca by była?
Filozofii nie ma - bez padre nie ma madre.
Nie bzdyczyłabym o tych pierdołach swoich matczynych.
Kotów bym się nie dorobiła, bo alergię mam.
Bosz... co ja w ogóle bym robiła?
No, nie zadręczam się, bo nie muszę.

Poznaliśmy się sto lat temu, jak jeszcze byłam wariatką. Większą.
Wydzwaniałam do Niego, naciskając, by coś miłego z siebie wykrzesał.
On z tych, co to przez telefon "Cześć", "Ok", Dobra", "Nie wiem".
Że się nie wystraszył - dziw bierze.
Ostatnie grosiwo na simplusy straciłam - miłość nie ma ceny.

Lata po pierwszym naszym spotkaniu, powiedział, że jak mnie zobaczył, to robiłam takie miny, że podejrzewał chorobę psychiczną.
Mimo mojej bogatej mimiki, został. Ryzykant.

Wspólnie wynajęty kąt - co za czasy...
Własne łóżko, regał, biurko, odkurzacz, lodówka, komputer.
Szokujące - w pół godziny można było sprzątnąć pokój na błysk.
Kasy mało, a starczało.
Cudowne lata.

Przyszedł czas decyzji. Mieszkanie.
Podjęliśmy wyzwanie, samodzielnie składając kuchnię od Ingvara Kamprada. Zajęło nam to z pięćset razy dłużej niż monterom, ale wspomnienie satysfakcji i góry pochłoniętych rogalików wypełnionych tłuszczami trans fantastycznie żywe, bezcenne.

Dzieci zrobiliśmy piękne, cóż że cholery.

Ideałów nie ma. Wiadomo.
Istnieje za to kompatybilność bytów. Mamy to szczęście.
Mogłabym długo opowiadać,
dlaczego On,
że świetnie nam się gada,
że to samo poczucie humoru,
że jest jak wino - z biegiem lat smaczniejszy,
że świetny z Niego Tata.
No ale nie będę Go przecież krępować wynurzeniami natury osobistej,
bo czytać też umie,
więc powiem...
...cudownie, być mną.

16 komentarze:

bajka o matce

1:51 PM Unknown 9 Comments




Wyszła raz matka na spacer za dom,
Wyszła, myślała, że wróci.
Kiedy spostrzegła, że rośnie tam bób
Jakże się ona nie rzuci!

Zaczęła tarzać w tym bobie się,
Nawet walnęła się czoło.
Choć pachniał bób jak ucho psie
Bardzo jej było wesoło.

Mimo, że ludzie chodzili doń,
Krzyczała, że nic jej nie ruszy.
Potem widziano, jak odjeżdża w dal,
W obstawie sanitariuszy.

9 komentarze:

jak się zabić - internetowy know-how

1:43 PM Unknown 4 Comments




Jeśli jesteś tu, bo chcesz skończyć ze sobą, nienawidzisz świata i jesteś pewien, że świat nienawidzi Ciebie, zostań tu przez chwilę. Powiem Ci prawdę o Tobie. 

Wszyscy wiemy, że istnieją tysiące sposobów, by ze sobą skończyć - jeden łatwiejszy od drugiego. Jeśli jednak nadal nie możesz się zdecydować, nerwowo wstukując w przeglądarce hasła:

#jak się zabić
#chcę popełnić samobójstwo
#chcę skończyć ze sobą

oznacza to tylko jedno - Twoja determinacja do życia jest większa niż pragnienie śmierci. I to jest wspaniała wiadomość.

Jeśli jesteś osoba nastoletnią i czujesz się przygnieciony życiem, otoczeniem, nienawidzisz szkoły, rodziców, czujesz się odrzucony przez kolegów, a może zerwałeś z ukochaną osobą, wiedz, że to co czujesz jest normalne. Zmagasz się z wojną hormonów, która rozgrywa się w Twoim ciele, umyśle i sercu. Musisz mi uwierzyć na słowo, że ta walka minie, zawsze mija. Nie możesz poddawać się w trakcie. Jeśli jest obok Ciebie, ktoś bliski - przyjaciel/rodzic/kolega/brat - z kim możesz podzielić się swoim bólem, zrób to. Jeśli czujesz, że jesteś sam w tym co przeżywasz, skorzystaj z któregoś z poniższych numerów lub jeśli wolisz napisz do MNIE. Niezależnie od tego gdzie się skierujesz, znajdziesz ludzi, którzy chcą Ci pomóc. Pamiętaj, że NIGDY NIE JESTEŚ SAM.

116 123 - telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 - telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 - telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 - ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie "Niebieska Linia"
800 112 800 - "Telefon Nadziei" dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej

Jeśli jesteś osobą dorosłą, przechodzącą kryzys emocjonalny, duchowy, czujesz, że nie potrafisz samodzielnie znieść wszystkiego co Cię spotkało, wiedz, że nie jesteś sam. Jeśli masz obok siebie, kogoś bliskiego dziecko/partnera/przyjaciela/powiernika, podziel się z nim tym, co sprawia, że cierpisz. Jeśli jednak czujesz, że nie masz nikogo, kto może być Ci wsparciem, skorzystaj z któregoś z poniższych numerów lub jeśli wolisz napisz do MNIE. Niezależnie od tego, gdzie się skierujesz, znajdziesz ludzi, którzy chcą Ci pomóc. Pamiętaj, że NIGDY NIE JESTEŚ SAM.

116 123 - telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 - telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 - telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 - ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie "Niebieska Linia"
800 112 800 - "Telefon Nadziei" dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej

Życie to wartość nadrzędna. Śmierć jest jej częścią tylko pod warunkiem, że nie stajemy z nią w jednej drużynie. Wiedz, że ulga, jakiej oczekujesz kończąc ze sobą, jest pozorna. Swoim odejściem nie ukarzesz ani świata, ani tych, którym na Tobie nie zależy. Zadasz cios swoim bliskim - rodzinie/przyjaciołom/kolegom. Do końca swoich dni będą musieli żyć ze świadomością, że nie widzieli,  nie pomogli, zawiedli. Takie dramaty łamią ludzi, nie niosąc ze sobą niczego innego, poza bólem. 

Na pewno słyszałeś o zjawisku nazywanym efektem motyla. Skoro trzepot skrzydeł motyla jest w stanie wywołać trzęsienie ziemi na drugiej półkuli, to wyobraź sobie zniszczenia, jakie mogłaby spowodować Twoja śmierć.

Nie wstydź się prosić o pomoc. 
Porozmawiaj z bliskim.
Zadzwoń:
116 123 - telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 - telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 - telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 - ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie "Niebieska Linia"
800 112 800 - "Telefon Nadziei" dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej
Napisz do  MNIE
Żyj.  


4 komentarze:

na złą matkę - fraszka

9:36 PM Unknown 6 Comments




ele mele matka zmiele
ecie pecie swoje dziecię
czary mary włoży w gary
bum szaka laka skończona draka

6 komentarze:

bab długi łikend - le grande finale

9:33 PM Unknown 7 Comments




dni w kupie (czyli trzeci, czwarty i piąty)

Szokujące okazało się to, że kolejne dni z dala od HSDPA zaczynają być dla matki jakoś delikatnie męczące. Niby pięć dni na działce, a jednak odwyk.
Misiek jakby bardziej wyluzowany w temacie insektów... no chyba, że jej mucha koło talerza lata wywołując napięcie 500V, Idzie ku lepszemu (trzeba mieć wiarę).

Trzeci dzień, jak to dzień trzeci, przełomowy - Tosia lata bez gaci.
Nocnik rozrywkowo traktuje, trochę zbyt rozrywkowo, jak na mój gust, no ale prawa dżungli to prawa dżungli. Tarzan raczej nie podcierał.

Matka, jak to matka, natura MASO.
Wykazać się chciałam kreatywnością, żeby być wreszcie kapkę choć perfetto madre, i wymyśliłam. Michalinka Superwoman i Emilka Wonderwoman, miały ratować świat przed złoczyńcami chcącymi zniszczyć Ziemię i zawładnąć wszechświatem. Rozrywka - klasa, dzieciaki nakręcone, pierwsze zadanie, drugie, piąte, jedno trudniejsze od drugiego, rozwalają, jak stare superwygi. Wracają po kolejne i następne, i jeszcze. A mi już normalnie nie starcza. Wyobraźni mi nie starcza i już mam ochotę schować się w chaszcze. I nie to, żeby chciały na przykład posprzątać na czas, bo to oszustwo.
Trend naciskowy na matkę utrzymał się niemalże do końca pobytu. Żem wydumała.

Jaka nauka dla matki? W zasadzie to żadna, bo znowu postanowiłam zrobić sobie bubu. Kupiłam dziewczynkom w sklepie dwie R Ó Ż N E gazetki. Jak w ogóle mogłam wpaść na taki skrajnie idiotyczny pomysł, upał mnie zmęczył czy jak?

Emilka, trochę starsza i jednakowoż zrownoważeńsza, z pokorą przyjęła swoją siurpryzę.
Misiek... łoooo masz... no niezadowolenie pełne. Niby na początku się ździebko cieszyła ze swojej, ale szybko odczuła, że to wcale nie jej gazetka jest superekstra, tylko niejejsza. Męki córuchny, jakie wywołałam moim debilnym czynem, świadczącym o postępującej mej indolencji umysłowej, okazały się po prostu niemożebne.
Tak. Miałam ochotę palnąć sobie.

M: "Emilka, a ja Ci nie dam swojej gazetki do domu"
E: "Wcale nie chcę Twojej gazetki"
M: "Ale ja chcę Twoją."

I tu mała rada do matek/ciotek/babek, n i e  i d ź c i e   t ą  d r o g ą!  
Ma być to samo, tak samo i symultanicznie.

Telefon do męża.
Ja mąk takich śmakich doznawam, a on se w przeszklonej restauracji na skraju klifu, wcina ekologiczne, żywione kawiorem i szampanem, kurczaczki i inne speszjality.
A weź!
Wracam w nerwie lekkim.
Dziewczynki witają mnie radośnie okrzykiem, "O! zombie idzie, zombie idzie!"
Mogę być zombie, jeśli to utrzyma je z dala ode mnie. Niestety.

Miśkowa towarzyszka zabaw i darcia kotów wyjeżdża. Michalinka jakaś osowieniutka. Za Tatulem stęskniona.
Nadchodzi wieczór, dzieci odmoczone. Tosia kima.
Misiek koło mnie się kitwasi, ja lekturę męczę. Wyczekany relaks...
Relaks... twoja mać.
Michalinka budzi się raz po raz, patrząc na mnie z przerażeniem,

"Mamo, dlaczego masz czerwoną twarz?" Uspokajam, wyjaśniam, że to tylko światło nocnej lampki, usypiam.

"Mamo, co się stało, złamałaś rękę? Co się stało?" Uspokajam, wyjaśniam, że nic mi nie jest, głaszczę, usypiam.

"Mamo, nie chcę, nie, nie chcę!" Uspokajam, niestety nieskutecznie.

Stało się, w oczach mojego małego nerwowca, mojej kochanej neurozy, zamieniłam się w zombie.
Uciekła i poszła spać do babci.
Taki cios w matczyny nos.

Dzień odgonił mary, z deszczem spłynęły trwożne majaki.
Bosz..
nareszcie do domu.... DO DOMU!!!!

fin

7 komentarze:

matka + córki - ojciec = bab długi łikend - dzień 2

12:22 PM Unknown 15 Comments




dzień drugi (andra dagen)



Pospałoby się jeszcze, no ale mleczka bąk się dopomina, paluchem wskazując mi drzwi.

No dobra, dobra, już.
Sznaps-barytonem dziś posługuję się okrutnym. Bakcyl mnie jakiś od tygodnia ponad trzyma i puścić nie chce. Co gorsza nawet porządnie matce wydrzeć się nie daje, bo od razu kaszel płuco rwie. Jak żyć.

Dzieci od rana nakręcone na basen i ognisko. W nadnerczach wesoło bulgocze adrenalinka.

Misiek z towarzyszką rozrywek Emilią oczekiwanie wypełniają zabawą w teatrzyk, umilając i matce czas
Barbie pyta Kena
"Czy ja jestem brzydka?"
Ken, krótko:
"Oczywiście."

Najwyższy czas na przekładaniec. Kąpać, zimno, mama, jeść, siku, kąpać, zimno, kąpać, zimno, jeść i pić, mama, mama.






Matce skapnęło czasem i jakieś cztery do pięciu stron zaliczyła, na tarasie przed słoneczną skwarą skryta. Bo tajemnicą nie jest, że szlachetna matki uroda słońca nie lubi zazbytnio. Pieczone schaby tolerowane są tylko świateczną porą.


Dziadek już rozjaruje ognisko na wieczorne kiełby, a ja myk do kresek męża przesłuchać drepczę.

Pytam się, jak tam, co robi, czy ludzie fajni, czy Abbę widział abby.
On, że własnie na statku sobie płynie, fafara, towarzystwo bątą kalafą, zamki zwiedzają, królów odwiedzają, wyższe sfery, tego tego.
To se myślę, wracam kiełby piec, trzeba jakoś odreagować.

Ognisko jak się patrzy, wszyscy gęby czerwone od żaru, kiełbasy skwierczą żałośnie, co i rusz jakaś ucieczki próbując w ognisku ląduje, dobrze że wliczono ewentualne straty, bo mimo spopielonych pęt mięsiwo się skończyć nie chce.

Dzieci łapczywie w ogień patrzą, młodego piromana budząc w sobie. Będzie sikane.

Wieczór zaliczyłabym do udanych, gdyby nie to, że Misiek postanowił złapać gorący kij kiełbasiany, bąbla się przy tym nabawiając. Geniusz zła. Zawsze matkę potrafi zaskoczyć.


Cóż pozostało - kojenie, łapy moczenie, uśpienie. W tym ustępie big senkju dla Babci, jak zwykle pomocną dłoń niosącej.


Próba ostatniego czytania wieczornego nieudana.

Nic że sceny w książce krew w żyłach powinny mi mrozić.
Obcięty, krwią spływający koński łeb, na łożu Jacka Woltza, okazał się zbyt słaby na matki żyły, które postanowiły ostatecznie iść spać.



matka-zombie
małe superbohaterki i ich rozterki
oraz cała reszta pierdół i pierdółek 
w kolejnej-ostatniej odsłonie.

Podglądajcie.

15 komentarze:

matka + córki - ojciec = bab długi łikend - dzień 1

7:24 PM Unknown 2 Comments




Długi łikend.
No i prosz... r e m i n d e r - Rad  p ó ł  roku temu mówił (tak mówi), że będzie miał w czerwcu służbowy wyjazd.
No i jakżesz bysz inaczej, jeśli nie od czwartego do ósmego. Że też pamięć dziurawa ma.
Jako rzekł, stało się. Porzucił nas ranną porą w głuszy, samotnie wyruszając do kraju, w którym stół szwedzki jest po prostu stołem.

Cóż nam pozostało... ku przygodzie!


dzień pierwszy (första dagen)

Słoneczko miło grzeje i czuć, że dogrzeje. Od rana roje żuczysk rozbzykują okolicę do wysokości piszczeli, więc poranek Miśka rozpoczyna się od walki z robalofobią.
No, ale weź gdzieś zwiej, jak tu wioska, chaszcze gdzie okiem sięgnąć, las, krzaczory. Robal na robalu kłusem się puszcza.
"Walcz Młodzieży!" - zagrzewam.

Tosia rozmiłowuje się w teksturze świeżo przywiezionego dziadkową taczką piachu. Gniecie, sypie, smakuje. Istne delikatesy. Zakurzony sandał aż drży na dalsze wspaniałości.

U Miśka bez zmian - walka o przetrwanie. Byle do przyjazdu ciotecznej siostruli Emilki. Powszechnie wiadomo, że zabawa i kłótnie siostrzane droższe robaczych lęków.

Nerwowo wyczekiwane towarzystwo przybywa. Rozkurcz...



Postanawiam być tylko tłem do dziecięcych igraszek. Posłusznie krocząc za rozentuzjazmowaną najmłodszą córulą, doświadczam prawdziwości twierdzenia, że poziom dziecięcej uciechy rośnie wprost proporcjonalnie do poziomu zapyzienia.
Niezastąpiony miks żywiołów, ziemia, woda, powietrze, szyszunie.


I dla matki czas hojny był, szczególnie w porze tosinej drzemki.
W skrabla przegrałam z przyjemnością, w doborowym babskim towarzystwie, przy akompaniamencie dobrze schłodzonego ojcowego wina.
Krótkie chwile spędzone na weselu Connie Corleone przerwał spodziewany, acz  niespecjalnie oczekiwany koniec wózkowania.
"Tosiula, sumienia Ty nie masz, żeby tak matkę rodzoną z hajlajfu wykorzeniać, tylko dlatego żeś już wyspana."

Przyszedł czas żeby kilometr pokonać i w zasięgu zasięgu dowiedzieć się czy doleciał, do pokoju trafił i co na kolację jadł będzie.
Złapawszy kresek dwie i pół, łączę się, pytam:
"Cześć Kochanie, jak tam się masz, wszystko w porządku, doleciałeś spokojnie, głodnyś?"
Rad na to: "Allt väl, älskade fru. Jag flög. Jag är i rummet, och snart kommer jag att äta köttbullar."
Nie wiem czy to telefon popiarduje, czy On za bardzo się wczuł w klimat, jedno jest pewne, że będą klopsiki.

Koniec dnia. Zmywam z Tosiuli brud całego dnia. Nie ma siły, trzeba odmaczać.
Misiek przez babcię doczyszczon, więc już pora na zasłużony nocny odpoczynek.
Maluch bez problemu, w przytulaśną pieluchę owinięty, w błogi sen zapada.
Michalinka, do późnych godzin nocnych, walczy z muszymi rojeniami,  robalczymi zwidami i lękiem przed wiejską ciemnością absolutną. Lampie zgasnąć nie da.
Niech się tylko nie zdziwi, jak matka będzie jutro nad jej uchem zrzędzić, w melatoniny niedoborze.
Czasnasen...


O matce-zombie, 
konia dekapitacji, 
żywiole ognia 
i życiowych problemach dziewczynek under 10,
 w kolejnych odsłonach babiego wywczasu.. 

Zaglądajcie bez krępacji.

2 komentarze:

napięcie rośnie, czyli nie zadzieraj z Matką

6:30 PM Unknown 11 Comments



(UWAGA! - w tekście pojawiają się żeneparlamentarne, niedające się zastąpić, słowa)

Matka jaka jest taka jest, ale jest tolerancyjna.
Bywają jednak takie fazy księżyca, że hasła o tolerancji matki to czysta demagogia i gołosłowie.

Świt blady, pobudka jakby w normie, czyli że się nie chce, ale mus to mus.
Wstaję, ogarniam otoczenie półokiem, w okolicy lędźwi czuję zbliżający się wybuch. Oczami wyobraźni widzę Fat mana demolującego Nagasaki.
W mordęśmy szczęściary! Nie dość, że zaszczytem naszym jest rodzić, to jeszcze co miesiąc taki bożydar.
Jednak Natura to nie matka. To czystej krwi (!) neadertal.

Gorący prysznic - krótka chwila relaksu. Zbyt krótka.
Powyszedłszy - zęby, włosy, twarzy obrabianie..
Włosy się nie układają, kreska na oku sztukowana trzy razy, bo ręka drży. Nosz k...
Przesądna nie jestem, ale jak włosy nie współpracują, a kreska na oku przypomina zapis KTG przed porodem, dzień można pisać na straty.
Dobra, w dupie z tym okiem.
Trzeba zrobić śniadanie.
No tak, zapomniałam, że jeszcze gary do zmycia. Jak ja tego nienawidzę. Co za syf, syf, syf.
Zmywanie, garów stukanie, z rąk lecą noże.

Z lekkim, jak na razie, wkurwem w głosie, pytam:
"Rad, co zjesz na śniadanie?"
Cisza.
"Słyszysz co mówię, co będziesz jadł?!"
Słyszę: "Nie wiem."
"To się dowiedz, a najlepiej od jutra sam sobie rób śniadanie!"
"Będę robił." Po tym wybrzmiewa prychnięcie zmieszane z sapnięciem i okraszone irytacją.
Zamiast załagodzić, wdzięczność okazać choćby najmniejszą, to jeszcze prycha dziadzisko przebrzydłe.
"Dobra, gąsie gąsiorze!"
Wkurzać mnie będzie od rana, dziad jeden, borowy.

"Misiek wstawaj"
Nic
"Misiek wstawaj"
Cisza.
"Michalinko, ostatni raz Cię proszę wstań wreszcie i nie udawaj, że mnie nie słyszysz, bo mnie zaraz z miejsca szlag jasny trafi."
Nic. Cisza. Ignor. Zwoje niebezpiecznie nabierają temperatury.

"Tosieńka. Rybko mała, wstałaś już? Chociaż Ty mamę swoją kochasz. Cho no, idziemy po mleczko."

Mleczne ciumkanie wyrywa mnie na chwilę z objęć furii. Siedemdziesiąte ósme ciumknięcie zamyka przyjemną pauzę.

"No dobra, teraz mama się ogarnie, a Tosia sobie połazi.
Tosiu proszę Cię,
Tosieńka, po co wyjesz.
Tosiu nie mogę Cię nosić, bo muszę ogarnąć rzeczy, a jeszcze Ciebie trzeba ubrać, Miśka zwlec i wyczochrać kołtuny.
I Ty Brutusie...
Bosz...."

Dlaczego mam ochotę walnąć się w łeb łopatą, wstać i walnąć jeszcze raz?

Porycz sobie, to Ci przejdzie. Przejdzie mi, owszem. Od bezsilności przejdę do wkurwu o rozmazane oko.

Jestem beznadziejna. Nie, to wy jesteście beznadziejni, bo nie obchodzi was to, że czuję właśnie zgryzotę całego świata pomieszaną z wściekłością rozjuszonej lochy i wcale nie mam ochoty na dodatkową porcję waszych fochów, pierdół, stękań i innych dziadostw. I nie zamierzam liczyć do dziesięciu, tylko rozrzucę obelgi na lewo i prawo, aż wszyscy zaczną się o nie potykać.

Matka jaka jest taka jest, ale jest tolerancyjna.
Tylko proszzz, jak napięcie rośnie, to po prostu z nią nie zadzieraj
i   w s p ó ł p r a c u j   do cholery.

11 komentarze: