co z ta bajką?
"Mamo, bajkę!"
Do niedawna taką komendą wzywała mnie moja starsza córka do włączenia któregoś z jej ulubionych kanałów dla dzieci. Bogu dzięki, że udało jej się przejść na wyższy poziom i potrafi już nawet wykrzesać w siebie orzeczenie - włączysz i dopełnienie dalsze - mi.
Włączałam, włączam, nie powiem, że nie. Wszystko dla ludzi, a dziecko też człowiek.
Są gorsze niebezpieczeństwa niż dziecko siedzące przed telewizorem. Ot, choćby dziecko siedzące w szufladzie z nożami.
Oczywiście zawsze staram się dobrać repertuar stosownie do wieku, a przede wszystkim wybieram taki, który nie doprowadzi mojego mózgowia na skraj dezolacji. Po pierwsze bez rozrywających trzewia wrzasków, po drugiej bez zbędnej przemocy w stylu deformowania rysunkowych twarzy kijem czy wypiardywania kogoś w kosmos.
Pod tym względem niezmiernie cieszę się, że mam dwie córki, bo jak wiadomo dziewczynki celują przeważnie w rozrywkę wyższą, czyli filmy o tematyce dworskiej, miłosnej i familijnej.
Owszem, często mają słabość do słodkich do granic absurdu wielkogłowych zwierzaczków, ale to jestem im w stanie wybaczyć.
I niby wszystko jest ok, mamy królewny, rodzinę słoni (fully dressed) czy wesołą poliglotyczną eksploratorkę z małpą.
I BOOM!.
Nagle światu objawiają się, zrodzone w bólach przez stado specjalistów od dziecięcych głów: psychologów, socjologów i innych logów, cztery wesołe przysadziste telestwory.
Do stworów osobiście nic nie mam. Całkiem sympatyczne i przytulaśne.
Nie denerwuje mnie nawet, że rzucają przez cały odcinek równoważnikami zdań typu "grzanka na głowie", albo "telemyjki, myju, myju". Przecież każdy DOBRY rodzic wie, że powtarzanie jest kluczem do sukcesu. Choć nie wiem, na Boga, po co dziecku wkładać do głowy tubisiowy krem.
Co z tego, że Fioletowy, który z założenia jest chłopcem, nosi damską torebkę. Zakładam, że tubikriczersy stworzono na podobieństwo dzieci, a jak wiadomo te nie uznają konwenansów. Jak Staś chce się bawić torebką mamy, to się bawi.
Pojawia się też postać, która - jak mniemam - pełni rolę matki. Nikogo chyba nie zdziwi, że jest to odkurzacz. Czyż matka idealna nie powinna mieć wbudowanego w siebie wakjum-klinera? Jako matka - odpowiadam - powinna. W tej konfiguracji określenie "dziewczyna z trąbą", czy "damska końcówka ssąca" traci nieco na sprośności.
No więc, bajkowy odkurzacz, jak ta matka najlepsza, sprząta po swoich stworach syf w postaci rozpierdzianego po całym domu różowego kremu, ściąga z nich rano koce termiczne i goni do mycia suchą pianą. Pisząc o rozpierdzianym kremie jestem całkowicie dosłowna. Rodzice, którzy odbyli podróż w krainę telestworów na pewno wiedzą o czym mówię, a tym co uniknęli tej przyjemności uświadamiam - odgłosy towarzyszące wydobywaniu się tubisiowego kremu z rury, przypominają niekończącą się serię mokrych bąków towarzyszących ostremu rozstrojowi żołądka. Odważnym, którzy chcą się sami przekonać, lub przeżyć to jeszcze raz, proponuję przy odbiorze zamknąć oczy. Przeżycia niezapomniane.
[Kiedyś, jakiś celebryta, nie pomnę niestety który, stwierdził, że dzieciom najbardziej podobałaby się bajka, w której dialogi zamiast być wypowiadane byłyby wypiardywane. So true.]
I tak telestwory biegają po trawiasto-wykładzinowych łąkach klaszcząc i potańcując radośnie.. Czasem miewają wizje, być może z nadmiaru pierdzącej masy. A to stado zwierzy Noego przejdzie koło nich, a to wygenerowana chmura nadleci i deszczem kapie, a to z nieba zwiśnie kukła pasterki, która owce zgubiła. Sielanka.
Wesołe kolorowe tłuściochy, emitują życie zwykłych dzieciaków w telewizorach, które na drodze ewolucji wykształciły sobie pośrodku brzucha. Przynajmniej dzieciaki z telewizorka jakieś takie ludzkie, to się farbą wysmarują, to sokiem zaleją, śmichy chichy i wichura.
No i teraz rodzi się pytanie, czy nauka (i jakaż to) poszła w nas? Who knows - po owocach ich poznamy... może kiedyś.
No ale, dzieci zachwycone. Całe się cieszą, rączki im drżą, chcą takie mieć, do przytulania, do kąpieli, chcą jeść krem i chrupać grzanki. Efekt marketingowy osiągnięty. Gratulacje dla ojców sukcesu, którzy tak bezkonkurencyjnie i bezpardonowo od lat drenują portfele rodziców i umysły ich pociech. Szapoba.
Może trochę się czepiam, ironizuję, itepe. No bo niby jakie ja mam kompetencje w kształtowaniu umysłów własnych dzieci, skoro żaden ze mnie specjalista, psycholog, dziecięcy kołcz?
No więc dobrze, nie czepiam się. Analizuję.
Wiadomo, że bajka to bajka, jakby wyglądała jak życie to nikt by nie chciał jej oglądać.
Jestem całą swoją marną dorosłą duszą za bajkowością bajek. Najchętniej taką, która pobudza wyobraźnię hamując jednocześnie zapędy destrukcyjne. Mój zabetonowany umysł opowiada się jednak za klasyką. K L A S Y K A !!!
No dobrze, jest taka jedna współczesna bajka, która jakoś tak przemawia do mnie.
Rzecz dzieje się w króliczym świecie. Rodzeństwo króliczków, ośmioletnia siostra i trzyletni brat mieszkają sami (?!?). Ale, ale, żadna tam patologia - są prawie, że wzorowi. Kontroli z MOPS-u nie ma, ale pieniądze pewnie z zasiłku dostają. Babcia czasem do nich wpadnie, to galaretę przyniesie, albo zabierze na wycieczkę do królowej. Jak widać świat bez rodziców to istna idylla.
I czasem tak sobie marzę, że jeszcze tylko trzy lata i córki idą na swoje. Na pewno sobie poradzą, skoro króliki dają radę. Czasem je odwiedzę. Wpadnę z galaretą.
4 komentarze: